Dla ludzi czytających w pośpiechu~ Przed zabiegiem: wziąć tabletki przeciwbólowe (na ból głowy); w przypadku mężczyzn z krótkim zarostem, ogolić się. Po zabiegu: spodziewać się bólu głowy, przygotować zimne okłady na czoło i miejsce zabiegowe.
A teraz nieco dłuższa wersja 😉
Jak już wcześniej wspomniałem, w poniedziałek, 6 czerwca, miałem wizytę u pani periodontolog. Sporo się wyjaśniło co dokładnie będziemy robić. To, co we wcześniejszym wpisie nazwałem “ostrzykiwaniem własną krwią”, tak na prawdę wygląda nieco inaczej. Opcje są dwie. Pierwsza to pobranie krwi i wydzielenie z niej w wirówce potocznie mówiąc “gluta”, którego później używa się do pogrubienia dziąsła. Druga to zamówienie materiału z laboratorium – materiał pochodzenia zwierzęcego, pozbawiony wszelkich białek, itd., bezpieczny dla pacjenta. Zaleta tego drugiego jest taka, że lekarz może zamówić dokładnie tyle materiału, ile potrzebuje do zabiegu – innymi słowy, nie ma niebezpieczeństwa, że materiału będzie za mało – co podejrzewam, że w przypadku opcji numer jeden wiązałoby się z ponownym pobieraniem krwi i dodatkowymi kosztami.
Opcja numer jeden kosztuje 500 złotych – krew pobierana jest od pacjenta, następnie w specjalnych jednorazowych probówkach odwirowywana, dalszą część już znacie.
Opcja numer dwa kosztuje 800 złotych. Zdjęcie takiego materiału z laboratorium zamieściłem na samym końcu artykułu.
Ponoć pacjenci decydują się na obie opcje pół na pół, ale dla mnie nie było większej różnicy między nimi, choć odczułem podczas rozmowy, że pani periodontolog łatwiej pracowałoby się z materiałem z laboratorium – podejrzewam, że łatwiej taki materiał “ujarzmić” w trakcie zabiegu, ale to już całkowicie moje wymysły.
W związku z powyższym, zdecydowałem się na opcję numer dwa. Kolejne spotkanie z recepcją i termin wizyty wyznaczony na.. za półtora miesiąca. Byłem załamany, ale nie miałem większego wyboru. Tak jak przypuszczałem, jeśli aparat będę miał za 3 miesiące, to będzie dobrze. Kolejnego dnia rano niespodzianka.. Odwiozłem Kasię do pracy na Saską Kępę i dostałem telefon z kliniki, że pojawiło się okienko i możemy przesunąć mój zabieg na.. jutro. Czyli na dzisiaj, 8 czerwca. Byłem mocno (i pozytywnie zaskoczony). Mimo tego, że organizuję u siebie spotkanie w sobotę, zdecydowałem się na ten termin. Im szybciej tym lepiej, a okazja (kolejnego zwolnienia wcześniejszego terminu) może się nie powtórzyć.
Jest godzina 23:20, jestem już po zabiegu. Na czole okład chłodzący, który właśnie stracił już swoje cudowne właściwości. Przestałem mówić, bo doszedłem jednak do wniosku, że mówienie zwiększa ból poniżej dolnej wargi. A oto jak przebiegł zabieg…
Zjawiliśmy się w klinice tuż przed 19:45. Kasia pojechała ze mną, ponieważ chciała mi towarzyszyć, była również przekonana, że przyda się jako kierowca przy powrocie – nie myliła się. Podszedłem do recepcji i powiedziałem, że jestem umówiony, skierowano nas na wygodną kanapę. Po chwili przyszła pani doktor i przyniosła zgodę na zabieg, na której złożyłem podpis. Chwilę później zaprosiła mnie do gabinetu.
Wszystko wyglądało na przygotowane do zabiegu, ostrożnie wszedłem do środka. Pani doktor zaprosiła mnie na fotel. Poinstruowano mnie, abym 2-3 razy wypłukał usta różowym płynem – jak przypuszczam, wodnym roztworem Eludrilu. Asystenka zaczęła obmywać okolice moich ust wacikiem mocno nasączonym spirytusem salicylowym. Przyznam, że nie spodziewałem się, że aż tak mnie te opary zatkają. Myślałem, że przy 3-4 oddechu już się ulotnią, jednak nie! Więc odkaszlnąlem lekko, co naturalnie spotkało się z rozbawioną reakcją pani doktor. Powiedziałem, że urodziny organizuję dopiero w sobotę, na co ona – że mam zatem wstępniaka 😀
Asystentka założyła rękawiczki, przytrzymała mi wolną wargę, podczas gdy pani doktor wykonała telefonem serię zdjęć “przed”. Następnie asystentka przykryła mi tułów materiałem i rozpoczęto zabieg. Pani doktor rozpoczęła od znieczulenia – strzykawka z krótką igłą pojawiła się przed moją twarzą.
Spokojnymi, lecz pewnymi ruchami, wykonała serię nakłuć, być może 6, w obszarze między czwórkami żuchwy. Wydaje mi się, że było to inne znieczulenie niż te u Kasi przy usuwaniu zębów – to znieczulenie zadziałało bardzo szybko. Pani doktor poinformowała, że nie ma prawa nic boleć, więc jeśli zaboli, to mam to zakomunikować, poda wówczas kolejne znieczulenie. Jak się później okazalo, nie było to potrzebne. Dosłownie moment po znieczuleniu pojawiły się przed moją twarzą pierwsze narzędzia.
Teraz pozostało mi tylko czekać. Sytuacja była o tyle komfortowa, że w tym przypadku działano w okolicy przednich zębów żuchwy – nie była to więc sytuacja “jak u dentysty”, gdzie siedzi się pół czy godzinę z rozdziawioną maksymalnie paszczą 😉 Usta lekko rozchylone i rozpoczęło się bierne siedzenie na fotelu. Każdy kto raz w życiu miał znieczulenie miejscowe, wie na czym ono polega – nie czuje się bólu, ale są pewne wrażenia ‘dotykowe’, które nadal do nas docierają. Wynika to z porażenia nerwów odpowiedzialnych za ból, ale nie za czucie. Podejrzewam, że pierwszym etapem było oddzielenie tkanki od korzeni – czułem, jak czasem narzędzia przeswały się po korzeniach zębów. Nie pozostało mi nic, jak zacząć się rozglądać. W pewnym momencie spojrzałem najpierw na asystentkę, następnie na panią doktor – która uprzejmie zapytała, czy nic nie boli i czy wszystko w porządku, na co przytaknąłem “y-hy”. Pomyślałem, że chciałoby się czasem powiedzieć coś zabawnego, ale nie za bardzo można, kiedy warga dolna odciągnięta, zdrętwiała, a w ustach narzędzia. Trudno, nie przyszedłem tu pogadać…
Po pierwszej części zabiegu, pani doktor na chwilę odeszła od fotela, zapewne aby przygotować zamówiony materiał do wszycia. Widziałem go chyba tylko raz kątem oka, ale reszta zabiegu to było dla mnie szycie i szycie… Obserwowałem, jak przed twarzą pracują zwinne ręce pani periodontolog, w lekko zakrwawionych rękawiczkach. Jeśli kogoś to przeraża, można zamknąć oczy, ale mnie o wiele bardziej interesowało co się dzieje – zwłaszcza, że i tak nic nie czułem.
Szycie i szycie.. Minęło już trochę czasu, wymyśliłem więc sobie zabawę. Postanowiłem, że zapamiętam jak najwięcej szczegółów w moim otoczeniu. Oto co udało mi się zapamiętać (ten paragraf można pominąć ;)): na suficie, dokładnie nade mną, zamontowana była klimatyzacja firmy Samsung o wymiarach mniej wicej 50x50cm. Jej “płetwy” falowały wolno na wszystkie cztery strony pomieszczenia. Na suficie było też więcej otwórów i czujników, ale te nie wydały mi się interesujące. Nieco niżej, zauważyłem, że wszystkie uchwyty (od światła “operacyjnego”, stolika z narzedziami, itd) pokryte są folią aluminiową. Zagadka – dlaczego? Nie mam pojęcia, ale domyślam się, że tak jak drobinki srebra, ma ona jakieś właściwości bakteriobójcze? Teorię tą potwierdziłby fakt, o którym wspomnę pod koniec wpisu. Zarówno pani doktor jak i asystentka miały na głowach ładne “czapki” (jak chirurdzy na filmach), pani doktor w kolorach zielono-niebiesko-żółtych, pani asystentka pomarańczowo-żótych.
Jakieś roślinne, być może łowickie, wzory 🙂 Na ustach obie miały maseczki w kolorze błękitnym. Pani doktor była ubrana na niebiesko, podobał mi się kołnierzyk – taka stójka, prosta, lecz elegancka. Mój wzrok zatrzymał się na skupionej twarzy pani doktor, tuż nad moją głową. Zapamiętałem, że pani doktor ma niebieskie oczy, miała ładny makijaż i fajne, specjalistyczne okulary ?, z dwiema małymi “lunetami”, które jak się można domyślić, pomagały jej podczas zabiegu. Podsumowując: miło spędzałem czas, podczas gdy specjaliści zajmowali się pogrubieniem mojego biotypu ?
Po około 40 minutach zabiegu, światło zostało ustawione nieco bliżej – a w samym jego środku dostrzegłem bardzo małą wersję tego, co się działo przed oczami pani doktor. Tak jest: widziałem dokładnie, co się dzieje w moich ustach, choć sprawiało to wrażenie, jakbym oglądał telewizor “z przedpokoju”. Było ciekawie, niczym program na Discovery. Za każdym razem, kiedy pani doktor pochylała się nieco bardziej i przysłaniała głową światło – czułem się, jakby mi ktoś telewizor wyłączał ? Chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałem, bo raczej zdziwiłbym operujące mnie osoby… A w takich warunkach trudno byłoby zakomunikować, co takiego mnie rozśmieszyło!
Przy ostatnich szwach czułem, że znieczulenie ustępuje. Czułem szycie wyraźniej, ale domyślałem się, że to już ostatnie szwy, więc stwierdziłem, że to wysiedzę, nie chciałem kolejnego znieczulenia. I słusznie, chwilę później szycie zakończono. Następnie usunięto z moich ust wszelkie narzędzia i waciki. Pani doktor złapała przez fragment folii aluminiowej narzędzie podające strumień wody pod ciśnieniem, aby przepłukać miejsce po zabiegu. Właśnie wtedy pomyślałem, że te folie aluminiowe na wszelkich uchwytach to kwestia sterylności. Poczułem, jak po szyi pociekła mi cienka strużka wody. Pewnie uciekła z powodu odchylonej dolnej wargi. Pani doktor wilgotnym wacikiem wyczyściła drobne ślady krwi z moich ust, nosa i policzka, żebym nie przestraszył Kasi 😉 Zabieg dobiegł końca.
Pani doktor poinformowała mnie o zaleceniach po zabiegu, ale cieszę się, że dostałem to wydrukowane na kartce. Mimowolnie schodzi z człowieka jakaś tam adrenalina, choć wcale się tego nie odczuwało i przyznam, że trochę wypada drugim uchem, to co wpada pierwszym. “Wrażenia”, wiadomo. ?
Udaliśmy się do recepcji i zaczęliśmy umawiać mnie na zdjęcie szwów i kolejne wizyty. Poczułem się nieco słabiej, poszedłem umyć twarz chłodną wodą do łazienki, następnie udałem się na kanapę i pozwoliłem Kasi załatwić resztę formalności. Ból głowy, który pojawił się przed chwilą, szybko się nasilał. Wiedziałem, że musimy czym prędzej kupić mi coś przeciwbólowego. Z żuchwą nie było źle, natomiast z głową – przeciwnie.
W pobliskim sklepie kupiliśmy środek przeciwbólowy, który natychmiast zażyłem (w dozwolonej dawce 2 tabletek). Już po sklepie chodziłem zaciskając dłońmi okolice skroni. Kasia mówiła, że to pewnie po znieczuleniu (doświadczała bólu głowy po znieczuleniach przy usuwaniu zębów), natomiast nie spodziewałem się aż takiego bólu. Wsiedliśmy do samochodu, Kasia prowadziła. Wracaliśmy około 20 minut – jak dojeżdżaliśmy do domu, głowa bolała mnie tak bardzo, że wyglądałem, jakbym wciskał w podłogę pedał hamulca, siedząc na fotelu pasażera. Ból był nie do zniesienia.
Jak tylko weszliśmy na górę, Kasia o mnie zadbała. Na czole wylądował zimny żelowy okład, na żuchwie zimny pojemnik z zamrażarki. To była duża ulga, choć ból nadal był silny, wiem, że ciężko oddychałem. Stwierdziliśmy, że lepiej jeśli się położę, więc z kanapy przeniosłem się do łóżka. Nogi mi chodziły z bólu, jakbym chciał uciec z łóżka. Po około 40 minutach ból w końcu stał się znośny – można powiedzieć, że już była to dla mnie duża ulga. Szczerze mówiąc w samochodzie było tak źle, że zastanawiałem się, czy dzwonić do kliniki i pytać, czy tak silny ból głowy to efekt działania znieczulenia, czy coś jest nie tak. Przed snem wziąłem kolejną tabletkę – było na to trochę za wcześniej, ale bałem się, że poprzednia dawka odpuści w środku nocy. Całe szczęście, ból głowy nie wrócił. ?
W ramach zaleceń pozabiegowych miałem płukać jamę ustną Eludrilem, 3x dziennie, smarować dziąsła Solcoserylem, jeść dania papkowate oraz nie naciągać miejsca pozabiegowego. Solcoseryl (bezbiałkowy dializat z krwi cieląt!) jest pomocny, zakrywa szyte miejsca, wydaje się również, że słabiej czuć na wardze sterczące końcówki nici.
W najbliższą środę, czyli 7 dni po zabiegu szwy zostaną zdjęte. Więcej wraźeń wkrótce!
Czytaj drugą część wpisu – pogrubianie biotypu, po zabiegu.