24.09.2013 roku zostałam już w pełni zadrutowana.
13.02.2014 roku po raz drugi zagościłam we wrocławskim szpitalu. Ponownie przeszłam operację ortognatyczną – pod pełną narkozą. Podczas operacji wyjęto mi dystraktor z podniebienia, a założono dystraktor na żuchwę – po uprzednim jej przecięciu. Brzmi przerażająco, ale ten zabieg również bardzo dobrze zniosłam. To były moje pierwsze narkozy w życiu i nie miałam po nich żadnych dziwnych skutków ubocznych :).
Kilka miesięcy później czekał mnie jeszcze oczywiście trzeci zabieg pod narkozą – wyjęcie dystraktora z żuchwy. Kolejny raz, zarówno sam zabieg jak i pobyt w szpitalu, przeszłam bez żadnych powikłań. Nie odczuwałam też bólu szczęki czy żuchwy. Jedyne co mnie bolało to ręka, w którą wkłuty był wenflon ?.
Jak wspominam noszenie dystraktorów? Otóż, oba każdego dnia trzeba było rozkręcać. Robiła mi to moja mama. Z każdym obrotem pojawiła się szpara między zębami. Na górze, pomiędzy jedynkami, wynosiła aż 1 cm! Na dole była mniejsza i pojawiła się między lewą dwójką a lewą trójką – prawdopodobnie dlatego, że dystraktor zainstalowany był bardziej z lewej strony.
Podczas leczenia chirurgicznego trwało również moje leczenie ortodontyczne. Cieszyłam się na każdą wizytę, głównie dlatego, że mogłam sobie wybrać nowy kolor gumek 🙂 – nosiłam aparat metalowy z ligaturami. Najbardziej lubiłam różowe, fioletowe, czerwone oraz turkusowe. Moje ząbki układały się w piękny łuk, ale moja wada zgryzu – progenia połączona z kilkoma innymi schorzeniami – zgodnie z tym, co mówiła mi wcześniej ortodontka, pogłębiała się. Mimo to wiedziałam, że jest to dobry znak – do operacji podczas której miałam pożegnać się z moim największym kompleksem było coraz bliżej.
Zanim doszło do operacji nie podobałam się samej sobie i bardzo wiele osób dokuczało mi z powodu mojej wady – zarówno wtedy, gdy chodziłam do szkoły, jak i przed samą operacją, mimo że miałam już wtedy 22 lata. Był to mój kompleks, ale nie poddawałam i dążyłam do swojego celu – spełnienia jednego ze swoich największych marzeń. Miałam przy sobie rodzinę, która mnie wspierała, a także przyjaciół, którzy byli ze mną bez względu na wszystko.
Od początku leczenia wiedziałam, że jest to bardzo długa droga – trwająca kilka lat. Jeśli by podsumować moje leczenie ortodontyczno-chirurgiczne, to pierwsza wizyta we Wrocławiu miała miejsce w 2012 roku. Operacja dwuszczękowa, tzw. bimax (czyli czwarty już zabieg chirurgiczny na szczęce i żuchwie) – odbyła się 15.09.2016 roku. Trwała kilka godzin, była o wiele poważniejsza niż poprzednie zabiegi, ale i tym razem wszystko bardzo dobrze się udało. Przed samą operacją ortodontka założyła mi specjalne łuki operacyjne – o wiele mocniejsze, grubsze i ze specjalnymi haczykami.
Przez 3 tygodnie po operacji miałam ciągle związane zęby. Zdejmowałam gumki tylko do mycia zębów, które było bardzo ważne w tym czasie. Dodam, że otwarcie buzi było niezwykle trudne. Pewnie zastanawiacie się jakim sposobem jadłam? Przez strzykawkę. Ten czas był dla mnie dużym wyzwaniem, ale wzięłam się w garść i dałam radę. Jadłam wtedy same płynne rzeczy. Z czasem zaczęłam zdejmować gumki do jedzenia i jadłam małą łyżeczką.
Ćwiczyłam też mięśnie buzi, aby móc ją coraz bardziej otwierać. Po kilku tygodniach wróciłam do względnej normy. Ortodontka założyła mi normalne, cienkie łuki – to też sprawiło, że od razu lepiej się poczułam :). Oczywiście sama operacja i jej efekty sprawiły, że mam więcej pewności siebie, wygląd mojej twarzy zdecydowanie się poprawił i zwyczajnie – czuję się lepiej.
Jeśli chodzi o koszty, to wszystkie operacje wykonywane były w ramach NFZ. Oczywiście można je także wykonać prywatnie. Moje koszty to założenie aparatu, a także dojazdy do Wrocławia i wykonanie badań przed operacją. Szacuję je na około 15.000 zł.
Moje leczenie ortodontyczne, w tym również chirurgiczne, trwa nadal. Aparat zdejmę w tym roku, a jesienią raz jeszcze (dobrze liczycie – to już będzie piąty raz) kładę się na stole operacyjnym. Po co? Podczas operacji dwuszczękowej kości zostały połączone śrubami oraz płytkami. W sumie jest to 6 płytek i 32 śruby. Teraz należy je wyjąć.
Mimo długiej, skomplikowanej i czasami bolesnej drogi do pięknego uśmiechu jestem już prawie na mecie. Nie żałuję, że zgodziłam się na leczenie oraz na operację. Od samego początku wiedziałam, co mnie czeka. Na każdym etapie leczenia mogłam o wszystko pytać ortodontkę oraz chirurga. Sama także dużo czytałam i kontaktowałam się z innymi osobami, które już przeszły to, co mnie jeszcze czekało. Wiele informacji zaczerpnęłam z forum poświęconego progenii, które zrzesza osoby z podobnym problemem. Nawiązałam tam wiele znajomości, a nawet… poznałam tam miłość mojego życia! ❤️
Jeśli jesteście na starcie swojej przygody do zdrowego, pięknego uśmiechu, wiedzcie, że ja też kiedyś na nim byłam. Dziś jednak jestem już w zupełnie innym punkcie :).
Karolino, należą Ci się ukłony od nas wszystkich – za wytrwałość i odwagę! Pozdrawiamy Cię serdecznie i bardzo cieszymy się, że mogliśmy Cię poznać – na razie wirtualnie, ale kto wie co będzie dalej :)?
Kochani, gdy kiedykolwiek Wasze aparaty będą Was uwierać lub będziecie czuli się w związku z nimi w jakikolwiek sposób ograniczeni – pomyślcie ciepło o Karolinie :). I jeszcze jedno – autorka wpisu była tak miła, że nie tylko podzieliła się tą historią, ale zgodziła się również odpowiadać na Wasze pytania dotyczące progenii. My zwracamy się do Was z prośbą – zadawajcie pytania publicznie, aby odpowiedzi udzielone przez Karolinę mogły trafić do jak najszerszego grona innych osób, szukających informacji na ten temat. Dziękujemy!
Jeśli znajomi planują wyprostować swoje zęby, podajcie im nasz adres 😉💕!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiła(e)ś, dołącz do nas na Instagram 🏖 oraz Facebook 👍.
Czekamy również na Twoją historię i opis doświadczeń! Zajrzyj tutaj i dowiedz się więcej!