Stało się :)! Na zębach nie posiadam już aparatu. Napisałbym o tym nieco wcześniej, ale mieliśmy już zaplanowane w międzyczasie kilka innych artykułów na Zadrutowanych, więc moje 5 minut musiało trochę poczekać ;). Dzisiaj chciałbym się podzielić z Wami swoimi wrażeniami ze zdjęcia aparatu. Myślę, że więcej niż jeden wpis tego typu na blogu jest jak najbardziej wskazany – różni ludzie inaczej odbierają wrażenia na takich wizytach, dlatego moim zdaniem warto jest zapoznać się z więcej niż jednym sprawozdaniem ze zdjęcia aparatu.
Jak zatem wyglądało u mnie zdjęcie górnego łuku? Przede wszystkim – co może kilkoro z Was rozbawić – zacząłem od zapytania, czy jest szansa, że ortodontka zdejmie łuk w całości. Widziałem już taki na zdjęciach i przyznam, że chciałem uwiecznić w ten sposób również swój ;). Nie było gwarancji, że aparat się nie “rozsypie” podczas demontażu, ale uprzejma Pani ortodontka poinformowała, że spróbuje spełnić moje życzenie :). Artystyczne wydanie zdjęcia znajduje się w nagłówku artykułu :).
Zdejmowanie aparatu składa się de facto z dwóch etapów – nie odkryję tu Ameryki w konserwach ;). Pierwszy to usunięcie aparatu z zębów, drugi to zdjęcie pozostałości kleju na zębach.
Na to, czy oba te etapy są bolesne, nie ma prostej odpowiedzi, a zdania byłych pacjentów ortodontycznych w internecie są podzielone. Zamki usuwa się specjalnymi cążkami/nożycami, przy pomocy których po prostu podważa się zamek przyklejony do zęba. Mogą, choć nie muszą towarzyszyć temu mniej przyjemne dźwięki, ale raczej jest to krótkie “uszczypnięcie” przy każdym zębie. W przypadku dwóch czy trzech zębów rzeczywiście wrażenia były dużo mniej przyjemne, niż przy pozostałych. Klej wydawał się trzymać na nich mocniej. Słyszałem taki opis zdejmowania aparatu i częściowo się z nim zgodzę – trochę jak próba wyrwania zęba, ale na szczęście w tym przypadku względnie szybko się ona kończy, a ból momentalnie ustępuje.
Nadmienię, że posiadam jedną koronę i nie sprawiła ona żadnych problemów, zarówno przy zakładaniu, jak i zdejmowaniu aparatu. Nie miałem również ani jednej awarii odklejonego zamka, niemniej przypuszczam, że zawdzięczam to m.in. faktowi, że nie miałem głębokiej wady. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że na bardzo krzywe zęby (nie bójmy się tego sformułowania – krzywe zęby były powodem powstania tego bloga ;)!) działają znacznie większe siły, co może zwiększyć ryzyko awarii aparatu.
Po usunięciu górnego łuku ze szczęki ortodontka rozpoczęła oczyszczanie zębów z pozostałości kleju. Wykonuje się to przy pomocy “wierteł”, których dźwięk tak dobrze znamy z gabinetów dentystycznych. Ten etap uznałbym za nieco mniej przyjemny, niż usuwanie aparatu, natomiast najmniej przyjemne było w moim przypadku usuwanie kleju z okolicy piątki, szóstki i siódemki z prawej strony szczęki, przy których odczułem nieco bólu związanego z odsłoniętymi szyjkami i nadwrażliwością. Nie wiem co bardziej bolało – zdejmowanie kleju czy zimny podmuch powietrza/wody wydobywających się tuż obok wiertła.
W przeciwieństwie do tego, co mówi sporo pacjentów ortodontycznych – nie miałem przedziwnego wrażenia po zdjęciu aparatu. Był to raczej dla mnie powrót do normalności, ale zmiana ta nie była jakoś bardzo odczuwalna – powiedziałbym, że było wręcz przeciwnie. Zgodzę się natomiast z tym, że moment przesunięcia językiem po przednich stronach zębów górnego łuku był nieco “inny”, w pozytywnym tego słowa znaczeniu :). Cóż się dziwić – nie było już tam znanego nam wszystkim żelastwa ;).
Dolny łuk nadal był na zębach, więc “uśmiechu z hollywood” jeszcze nie było, ale naturalnie byłem zadowolony z efektów leczenia :). Znam dobrze kształt swoich zębów (są dosyć wysokie) i chyba to mi w nich nieco przeszkadza, ale najważniejszy był w tym momencie fakt, że miałem piękne, zdrowe i proste zęby. Wiedziałem również, że o proste zęby będzie po prostu łatwiej dbać :).
Na wizycie pobrano wycisk prostych już, górnych zębów, w celu przygotowania szyny. Jest to rodzaj retainera, który wygląda jak przezroczysty aparat nakładkowy na zęby. Odebrałem go po około 6 dniach po zdjęciu aparatu – przy okazji odbioru po raz pierwszy założyłem go na szczękę w obecności ortodontki. Wchodził nieco ciasno, ale tak też miało być ;). Był idealnie dopasowany do zębów.
Z końcem wizyty otrzymałem zalecenia dotyczące potrzeby umówienia wizyty u higienistki w związku z tym, że po zdjęciu dolnego łuku na kolejnej wizycie zaplanowane zostało przyklejanie retainera – drucika.
Wizytę u higienistki odbyłem dokładnie dzień przed zdjęciem aparatu dolnego. Jak zwykle byłem bardzo zadowolony z rezultatu wizyty.
Michał przed zdjęciem dolnego aparatu
Kolejnego dnia, na wizycie u ortodontki usunięcie dolnego łuku przebiegło dokładnie tak samo jak górnego, ale odbyło się bez większych dolegliwości bólowych, choć – jak już wspomniałem – trudno nazwać przyjemnym usuwanie pozostałości kleju z powierzchni zębów wiertłem.
Korzystając z okazji, ten akapit artykułu chciałbym skierować do specjalistów, jak również ich asystentów – dochodzę do wniosku, że jednym z najmniej przyjemnych elementów wizyt stomatologicznych jest ssak, który umieszcza się w ustach pacjenta. Nie robi się tego zawsze – czasem asystentka sięga tylko co jakiś czas ssakiem do ust pacjenta i to jest dużo lepsze rozwiązanie. I nie chodzi mi nawet o fakt, że ssak może czasem uwierać. Uważam natomiast, że przewieszając ssak przez łuk zębów żuchwy często nie sięga on w miejsce produkcji śliny i i tak nie spełnia swojego zadania. Co ciekawe, nie to jest najgorsze :D. Najgorszy jest CHŁÓD, który taki ssak wywołuje zasysając powietrze. Nie wiem, czy podzielacie moje doświadczenia drodzy Czytelnicy (już nie raz w życiu miałem taki ssak w ustach), ale ja właśnie na tej wizycie, tuż po włożeniu ssaka do ust, zapytałem czy możemy odbyć wizytę bez niego (przekonany, że poradzę sobie z połykaniem śliny), ponieważ już odczułem duży dyskomfort związany z chłodem, kiedy ortodontka nie zaczęła nawet jeszcze pracy. To trochę jak nadwrażliwość na ciepło lub zimno – ssak nie jest zimny, ale fakt szybkiego zasysania powietrza przy zębach wywołuje dokładnie taki chłodzący efekt. Wracamy do tematu ;).
Dla nowych czytelników przypomnę, że na dolnym łuku miałem zabieg zarówno pogrubienia biotypu (jeszcze przed założeniem aparatu), jak i kortykotomii (o kortykotomii mamy więcej artykułów). Na dolnych zębach miałem również wykonany stripping.
Po zdjęciu aparatu z dolnego łuku zębów, od wewnętrznej ich strony został przyklejony krótki drucik – jest on rodzajem stałej retencji. Zakładaniu retainera towarzyszył rytuał z niciami dentystycznymi, które – jak przypuszczam – służą do tego, aby przypadkiem klej nie dostał się między zęby – jeśli się mylę, zapraszamy do pozostawienia komentarza ;). Wbrew pozorom po założeniu stałej retencji nadal można nitkować zęby, ale oczywiście warto wykazać się pewną ostrożnością.
Dopytałem również o trwałość takiego retainera. Pani ortodontka powiedziała, że zarówno ona, jak i jej koleżanka, posiadają taki “drucik” bezawaryjnie już 7 lat. Oczywiście nie są one niezniszczalne, tak że w przypadku odklejenia lub pęknięcia należy niezwłocznie skontaktować się ze swoim ortodontą.
Jak długo będę miał przyklejony ten drucik? Teoretycznie, do końca życia. Podzielam opinię mojej ortodontki, że skoro z wiekiem zmniejsza się masa kostna i kości słabną, zęby mogą się znowu pokrzywić, więc czemu nie pozostawić retainera na swoim miejscu bezterminowo?
Szynę na górny łuk zębów mam nosić na noc przez okrągły rok, a kolejną wizytę ortodontyczną mam zaplanowaną na pół roku po ostatniej wizycie. Pomijając przygotowania do założenia aparatu (zarówno stomatologiczne jak i periodontologiczne), moje leczenie ortodontyczne w Warszawie trwało 17 miesięcy. Poniosłem nastepujące koszty:
- 1800 pogrubienie biotypu
- 1200 kortykotomia
- 9460 założenie aparatu, wizyty kontrolne, zdjęcie aparatu, obie retencje, itd.
- 1050 wymagane higienizacje w trakcie leczenia
W sumie: 13510 złotych, nie uwzględniając przygotowania stomatologicznego.
Przypuszczam, że czytając ten artykuł spora część z Was zastanawiała się, co dalej z Zadrutowanymi… Na początku ubiegłego roku już raz o tym pisaliśmy. Co ciekawe, kiedy publikowaliśmy podlinkowany artykuł, Zadrutowanych czytało 8 tysięcy osób miesięcznie – tylko w zeszłym miesiącu 33 tysiące osób wygenerowały 77 tysięcy wyświetleń :D. Cieszymy się niezmiernie, że Zadrutowani Wam dobrze służą!!!
Michał po zdjęciu aparatu
Prawda jest taka, że zupełnie nic się nie zmieni :). Kasia ma przed sobą jeszcze kilka miesięcy leczenia, natomiast zupełnie niezależnie od tego dalej planujemy pomagać Wam w przygodzie z aparatem. Mamy pomysł na Zadrutowanych. Chcemy również dalej pisać o zagadnieniach dotyczących ortodoncji, jak również nadal zbierać Wasze doświadczenia związane z różnymi typami aparatów ortodontycznych oraz ich elementami jak również zabiegami i jak sobie z nimi poradziliście. Dlatego zawsze czekamy także na Wasze doświadczenia :).
Jeśli znajomi planują wyprostować swoje zęby, podajcie im nasz adres 😉💕!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiła(e)ś, dołącz do nas na Instagram 🌅 oraz Facebook 👍.