Każdego roku marzyłam o tym, by móc odwzajemniać uśmiech, szczerze uśmiechać się do zdjęć, nie musieć się kontrolować w rozmowach z przyjaciółmi czy przyszłymi pracodawcami, a śpiewając – jest to moja największa pasja – nie wstydzić się siebie.
Marzyłam o tym, by móc założyć aparat, wierzyłam, że większość moich kompleksów po prostu przepadnie, a ja wreszcie będę mogła cieszyć się życiem. Paradoksalnie nie bałam się bólu, tego co może się wydarzyć, jak to wszystko będzie przebiegało – bałam się samego wydatku. Czytałam o sumach, jakie trzeba pozostawić w gabinecie, kolejny raz mówiłam sobie ”nie dam rady”…
Pewnego dnia po próbie spojrzałam w lustro, zobaczyłam swoje krzywe zęby: jedynki niedbale nachodzące na siebie, a reszta stłoczona. Powiedziałam sobie “DOŚĆ! Zawalczę o siebie. Zarobię tyle, ile będzie trzeba. Dam radę.”
Niemal od razu usiadłam do komputera i zaczęłam przeglądać gabinety ortodontyczne. Szukałam, aż znalazłam miejsce spełniające moje oczekiwania. Gabinet od razu wydał mi się przyjazny, a poza tym mieści się w pobliżu dzielnicy muzycznej, gdzie miałam przyjemność studiować. Zadzwoniłam więc, a po drugiej stronie usłyszałam miły głos, który tylko upewnił mnie w przekonaniu, że to TU. Polecono mi wykonanie zdjęć pantomograficznych, a zaraz po nich miałam zgłosić się na konsultację.
Nigdy nie zapomnę radości, która towarzyszyła mi, gdy pierwszy raz biegłam do ”mojego” gabinetu. Pamiętam nawet jaka była pogoda – słońce, temperatura na plusie, jakiś taki spokój. Czyli to co w moim wnętrzu. 🙂
Kiedy poproszono mnie do gabinetu, po prostu tam wbiegłam! Pani ortodontka, cudowna, wspaniała osoba, od samego wejścia zaraziła mnie uśmiechem, spokojem i tym, że będzie dobrze. Wszelkie moje obawy i stresy po prostu zniknęły. Zdiagnozowała u mnie tyłozgryz, ale jakże chętny do wyleczenia! Na szczęście nie musiałam usuwać żadnych zębów, a do wyleczenia miałam jedną szóstkę. Zaraz po egzaminach umówiłyśmy się na leczenie zęba, a następnie na zakładanie separacji i założenie upragnionego aparatu.
Nie mogłam się doczekać dnia rozpoczęcia leczenia. Z uczelni biegałam do pracy, a po pracy odliczałam dni do założenia aparatu. Gdy nadszedł ten wyczekiwany moment, pani ortodontka – złoty człowiek – zęba wyleczyła tak, że pierwszy raz odważyłam się nie brać znieczulenia. Nic nie poczułam, jedynie dalszą radość. Kolejno założono mi separatory. Po tym przez kilka dni odczuwałam dyskomfort, jednak było to do przeżycia. Wciąż kipiałam szczęściem, że osiągnięcie celu coraz bliżej! Z powodu lekkiego dyskomfortu spowodowanego separacjami, jadłam miękkie potrawy. Energię, którą wówczas odczuwałam, wyładowywałam grając w tenisa w Parku Kochanowskiego :).
Po kilku dniach wreszcie osiągnęłam swój cel – z gabinetu wyszłam z aparatem na górnych zębach. Założenie nic nie bolało, a ja czułam się spełniona już na fotelu. Wybrałam oczywiście aparat metalowy, głównie po to, aby był widoczny i aby była możliwość wymiany gumek na kolorowe. Cała szalona moja osobowość 🙂
Na forach naczytałam się jak wielkie to będą boleści – przyznaję, że przez pierwsze dni i mi było ciężko, ale później doszłam ”do wprawy”. Jadłam rozważniej, wolniej, powiedziałabym, że lepiej niż dotychczas, bo zdrowiej. Łuk początkowo lekko ocierał, jednak na pomoc przyszedł wosk, który dostałam w zestawie startowym od ortodontki. Nie mogłam się nacieszyć tym, że rozpoczęłam nowy etap i swój cel. Zaczęłam oczekiwać też pierwszych efektów.
Zdaję sobie sprawę, że osoby noszące aparat różnie podchodzą do kwestii wizyt u ortodonty. Dla mnie każda wizyta wiązała się z radością, wartościową rozmową z Panią ortodontką, która jak już wspomniałam jest cudownym człowiekiem. Cała radość, do której przyczynił się aparat ortodontyczny, powodowała jeszcze większy zapał do śpiewania 🙂
Po wakacjach i po sesji przyszła pora na założenie aparatu na zęby dolne. Podobnie jak w przypadku aparatu górnego, również w tym przypadku bardzo cieszyłam się z tego, że moje zęby na dole w końcu zostaną wyprostowane.
Dziś spoglądam w lustro i nie mogę się nadziwić efektom, które sprawiło te kilka miesięcy noszenia aparatu. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy warto nosić aparat, bez wahania odpowiedziałabym – warto, warto i jeszcze raz warto. Dobrze jest inwestować w siebie, swoje osobiste szczęście i spełnienie. Spotykam osoby, które są pod wrażeniem zmiany i uśmiechu, a sama każdego dnia dziękuję sobie za odwagę. Aparat pokochałam tak, że nie wyobrażam sobie dnia, kiedy się z nim rozstanę. Wierzę, że już zmienił moje życie. 🙂
Każdemu kto się zastanawia, chcę powiedzieć, by zdobył się na odwagę i udał się do ortodonty. Tak jak ja. To duża radość móc podziękować samemu sobie za taki prezent :).
Jeśli znajomi planują wyprostować swoje zęby, podajcie im nasz adres 😉💕!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiła(e)ś, dołącz do nas na Instagram 🌅 oraz Facebook 👍.