Zdejmowanie aparatu ortodontycznego

Zdejmowanie aparatu ortodontycznego

Na Zadrutowanych publikowaliśmy już informacje o zdejmowaniu aparatu – wpisy dotyczące ściągania aparatu znajdziecie m.in. tutaj oraz tutaj. W wielu artykułach opisujących całe historie naszych czytelników także pojawiają się informacje o tej najważniejszej wizycie u ortodonty :).

Dzisiaj w końcu także i ja dzielę się z Wami swoimi wrażeniami z tym związanymi. Ostatnio mniej publikowaliśmy, więc jeszcze nie wszyscy wiedzą, ale w końcu i w mojej aparatowej historii nastąpił ten długo wyczekiwany moment – zdjęcie aparatu!

1015 dni

Jak długo nosi się aparat ortodontyczny? Jak wiecie, na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Zależy to od m.in. od wady zgryzu, zastosowanych metod leczenia, wieku pacjenta, jego samodyscypliny oraz od ogólnych warunków tkanek miękkich i kości.

Gdy w 2016 r. zdecydowałam się założyć aparat, wiele osób pytało mnie, po co to robię – podobno miałam proste zęby ;). Czasami zdarzało mi się nawet myśleć podobnie, dlatego gdy usłyszałam po raz pierwszy plany dotyczące mojego leczenia i szacowany czas trwania (2 lata +/- 6 miesięcy), miałam jednak cichą nadzieję, że ponieważ nie jest ze mną i moimi zębami aż tak źle, to wszystko przebiegnie szybciej. Tak się jednak nie stało i aparat na górnym łuku nosiłam dokładnie 1015 dni (prawie 3 lata, bez 2 miesięcy), a aparat na dolnym łuku – 970 dni (2 lata i 7 miesięcy). Tak długi okres czasu był potrzebny, bo jednak z moim zgryzem nie było tak dobrze, jakby mogło się wydawać. Powiem więcej – było źle. Opis wady zgryzu, którą miałam, znajdziecie tutaj.

Moje leczenie przedłużyło się w czasie również dlatego, że nastąpiły dwie nieprzewidziane sytuacje, które miały wpływ na możliwość leczenia zgodnie z planem. Jedną z nich były komplikacje po usuniętej piątce. Drugą – krótkotrwała (trwająca około 3 miesiące) nieobecność mojej ortodontki. Oboje z Michałem nasłuchaliśmy się wielu historii o leczeniu rzekomo celowo przedłużanym, po to, aby wyciągnąć z pacjenta jak najwięcej pieniędzy. Trudno nam ocenić, czy są one wiarygodne. Ja mogę pochwalić się tym, że trafiłam na wspaniałą panią ortodontkę, która nie tylko bardzo dobrze ustawiła moje zęby i zgryz (powyżej oczekiwań!), ale także po upływie planowanych dwóch lat z aparatem nie pobierała ode mnie opłat – od czerwca 2018 r. do stycznia 2019 r. nie płaciłam już za wizyty kontrolne. Był to bardzo miły gest. Przy tej okazji muszę wspomnieć, że miałam też szczęście trafić do ortodontki, która wszystkie zabiegi wykonywała bardzo delikatnie, a jednocześnie – pewną ręką. Podczas tych trzech lat zdarzyło mi się być u dwóch innych pań ortodontek na wizytach awaryjnych – ogólnie wszystko było w porządku, ale jednak lekarz prowadząca moje leczenie miała do mnie zdecydowanie najlepsze podejście. Jeśli przypadkiem czyta ten wpis, to przy tej okazji jeszcze raz bardzo jej za to dziękuję! 🙂

Moje leczenie nie było szczególnie łatwe. Nie można jednak powiedzieć, że było szczególnie trudne czy bolesne, ale mimo tego zdecydowanie nie należałam do grona fanów drutów na zębach i od wielu miesięcy czekałam na decyzję ortodontki o tym, że aparat można zdjąć. Znam kilka osób, które bardzo przywiązały się do swojego aparatu i trudno im było wyobrazić sobie pożegnanie z nim. U mnie było wręcz przeciwnie – z odliczaniem dni włącznie ;). Na wielu wcześniejszych wizytach dopytywałam, kiedy w końcu aparat będzie zdejmowany, ale kolejne miesiące mijały, więc przestałam dopytywać. Doszło nawet do tego, że gdy termin zdejmowania aparatu był już umówiony, szłam z nastawieniem, że różnie może być i że może okazać się, że potrzebny jest jeszcze kolejny miesiąc lub dwa. Tak jednak się nie stało i 30 stycznia 2019 r. pożegnałam się z aparatem.

Przed zdjęciem aparatu

Przygotowania do zdjęcia aparatu były zdecydowanie mniej skomplikowane niż przygotowanie do jego założenia. Ja nie miałam wykonywanych żadnych zdjęć RTG czy CBCT przed zdejmowaniem. Jedyne, co musiałam zrobić, to poddać się zabiegowi skalingu oraz zabiegowi leczenia dwóch niewielkich abrazyjnych ubytków klinowych. Jakiś czas temu pisaliśmy o zabiegu skalingu podczas noszenia aparatu. Wspominaliśmy wówczas o zalecanej częstotliwości usuwania kamienia podczas noszenia aparatu (co około 4-8 miesięcy). Pamiętajcie jednak, że jest to kwestia do której trzeba podchodzić indywidualnie. Ja wykonałam zabieg skalingu we wrześniu 2017 r., a później dopiero w styczniu 2019 i wg oceny higienistki ogólnie nie było go dużo – zgromadził się głównie przy dolnych zamkach aparatu. Wygląda więc na to, że nie mam tendencji do odkładania się kamienia na zębach.

Leczenia ubytków klinowych nie wspominam dobrze. Wydawało się, że są one niewielkie i wszystko potrwa 15-20 minut. Na fotelu spędziłam jednak blisko godzinę, oba zabiegi miałam wykonane w znieczuleniu i prawdopodobnie czeka mnie poprawka leczenia jednego z nich. Podejrzewam jednak, że pani stomatolog musiało być naprawdę trudno dostać się do ubytków – na obu zębach miałam przyklejone zamki z “antenkami” do wyciągów, skierowanymi właśnie w stronę ubytku, co na pewno ograniczało przestrzeń do pracy.

Przyznam, że przed zdjęciem aparatu moje zęby niespecjalnie mi się podobały – po pierwsze wydawało mi się, że są przebarwione. Po drugie – naprawdę długo zamykały mi się szpary poekstrakcyjne. Właściwie zniknęły w listopadzie-grudniu 2018 r., czyli około 2,5 roku po ekstrakcjach.Po trzecie – miałam wrażenie, że zgryz nie jest poprawnie domknięty. Oczywiście na bieżąco (kilka razy :)) rozmawiałam o tym z ortodontką, a ona uspokajała mnie, że wszystko będzie w porządku. Plan był taki, że aparat zostanie zdjęty, a pewne drobne poprawki (również domknięcie zgryzu) nastąpi przy pomocy retencji. M.in. z uwagi na własne wrażenia przed zdjęciem aparatu odradzam robienie sobie zdjęć i dopytywanie osób zrzeszonych w różnych grupach dyskusyjnych (albo nas :)) o to, czy ich zdaniem (na podstawie obserwacji zdjęcia) warto już ściągnąć aparat. Uwierzcie, to naprawdę nie ma żadnego sensu.

Zdejmowanie aparatu

Nie będę ukrywać, że mocno przeżywałam ten dzień. Dodatkowo, pogoda w Warszawie była chyba wybitnie niżowa – od samego rana bardzo bolała mnie głowa. Po południu Michał też zaczął się uskarżać na ból głowy. Wizytę miałam wyznaczoną na godzinę 20. Trochę za późno wyszliśmy z domu, w związku z czym jechaliśmy dość “dynamicznie” ;). To z kolei spowodowało, że do mojego kiepskiego samopoczucia doszły jeszcze objawy choroby lokomocyjnej :/.

W końcu jednak dotarliśmy. Czułam się źle i bałam się, że będzie boleśnie. Dodatkowo przypomniałam sobie, że ktoś kiedyś u nas na blogu napisał w komentarzu, że źle wspomina zdejmowanie aparatu ceramicznego (bez wyjaśniania szczegółów). Jak było u mnie?
Muszę przyznać, że dużo lepiej niż się nastawiłam :). Owszem – zdejmowanie aparatu nie było najprzyjemniejszym zabiegiem. Trochę bolało, ale był to ból krótkotrwały, trochę piekący. Co ciekawe, mnie bardziej bolało zdejmowanie aparatu metalowego z dolnych zębów. Ceramiczny poddawał się całkiem łatwo – przynajmniej w mojej ocenie :). Aby usuwanie było mniej bolesne, dostałam do zagryzania punktowego gazik – taki standardowy, jakie wkłada się podczas różnych zabiegów stomatologicznych. Faktycznie mi on pomógł.

Obawiałam się też zdejmowania pierścieni (miałam dwa). Także one odeszły bez większych trudności i dolegliwości bólowych. Owszem – zamki aparatu są odrywane od zębów, ale uważam, że brzmi to gorzej, niż przebiega w rzeczywistości. Na pewno też zależy od indywidualnej wytrzymałości na ból.

Po…

Po zdjęciu aparatu każdy ząb został oczyszczony z pozostałości kleju. Z tylnich zębów miałam też usuwane pozostałości kompozytu (tzw. bajtów). Samo piłowanie, szlifowanie i czyszczenie nie było najprzyjemniejsze, ale jeżeli zęby nie są nadwrażliwe, nie jest to zabieg bolesny. Mi chyba bardziej przeszkadzały same dźwięki niż wrażenia czuciowe.

Po tym wszystkim pani ortodontka zrobiła mi wyciski do przygotowania szyny retencyjnej na górny łuk, a także nakleiła drut retencyjny na dolne zęby (od strony językowej).

Ogólnie na fotelu spędziłam nieco ponad godzinę. Na koniec otrzymałam lusterko. Byłam zdumiona efektami! Po pierwsze – moje zęby okazały się jasne (nie śnieżnobiałe, ale takie, jak miałam przed założeniem aparatu). Wszelkie zażółcenia zniknęły wraz z zamkami i resztkami kleju. Po drugie – mój zgryz był ustawiony prawidłowo 🙂 Początkowo czułam się jak ze sztuczną szczęką :D. Po trzecie natomiast – moje zęby wizualnie wróciły do swoich naturalnych rozmiarów. Zamki ceramiczne – choć mniej widoczne niż metalowe – sprawiały jednak wrażenie, że zęby są większe niż przed założeniem aparatu. Nie wiedziałam jednak, na ile jest to kwestia nowego ich ustawienia, a na ile wyłącznie wrażenie spowodowane naklejonymi elementami aparatu. Tak jak wspomniałam – po zdjęciu aparatu uznałam, że moje zęby są małe i bardzo estetyczne :). Nie spodziewałam się takiego efektu, naprawdę :).

Przyznam, że o dziwo nie towarzyszyło mi uczucie, że zaraz wypadną mi wszystkie zęby. Nie miałam też wrażenia, że jest mi dziwnie pusto. W końcu swobodnie mogłam przejechać językiem po naprawdę gładkich zębach, a uśmiechając się – nie musieć myśleć o specjalnym manipulacjach górną wargą, aby zamknąć usta ;).

Po powrocie do domu, gdy emocje opadły, spróbowałam coś zjeść. Pod ręką akurat miałam cienkie wafle oblaty, zwane też andrutami, które zostawiłam przed wyjściem do ortodonty na stole. Uwierzcie, że nawet podczas gryzienia tak kruchych i cienkich wafelków zęby mnie pobolewały! Lekki ból (podobny jak po założeniu aparatu czy po wizytach kontrolnych) utrzymywał się jeszcze kilka dni.

W domu po wizycie na spokojnie zabrałam się też za umycie zębów. Bez zamków, po wyszlifowaniu zębów z resztek kleju i dokładnym umyciu ich szczoteczką soniczną, wrażenia były naprawdę fajne – miałam gładkie, jasne i poprawnie ustawione zęby :).

Wiele wpisów na naszym blogu kończy się podsumowaniem, że aparat warto było nosić i była to jedna z lepszych decyzji w życiu. Zastanawiałam się chwilę, czy moje refleksje są podobne. Choć bywało trudno, na pewno potężną dawką motywacji dla mnie było to, że przez pewien okres czasu razem z Michałem nosiliśmy aparaty w tym samym czasie. Oczywiście cały projekt Zadrutowanych – choć bardzo wymagający – dawał mi też wiele pozytywnych momentów w całym tym okresie. Przy tej okazji jeszcze raz dziękuję, że byliście z nami, że nadal czytacie o przygodach naszych i naszych Czytelników, komentujecie wpisy i dzielicie się swoimi historiami.

Z perspektywy czasu i po lekturze wielu historii myślę, że aparat warto nosić, bo dobrze przeprowadzone leczenie potrafi nie tylko diametralnie zmienić wygląd na plus, ale także pozytywnie wpłynąć na zdrowie. Choć momentami u mnie bywało ciężko, nie żałuję tego, że nosiłam go prawie 3 lata i że wydałam na niego całkiem sporo pieniędzy. Cieszę się jednak, że podjęłam tę decyzję już 3 lata temu i mam to już za sobą :). Więcej zdjęć efektów leczenia ortodontycznego wkrótce ;).

Jeśli jeszcze tego nie zrobiła(e)ś, dołącz do nas na Instagram 🏖 oraz Facebook 👍.

Kasia / 2019-02-25

Sylwia · 2019-02-25 19:41

Kasiu, mogłabyś napisać coś o swojej wadzie i dlaczego nie zdecydowałaś się na operację? Czy dobrze rozumiem, że masz zrobiony kamuflaż?

Szymon · 2019-02-25 20:56

Ja mam na zębach Hutę Katowice :) od 20.10.2017 i lada miesiąc nastąpi koniec leczenia. Mam do "trójek" zamki ceramiczne a reszta metalowe. Raz miałem wymieniany zamek ceramiczny (zmiana jego pozycji, żadna awaria) i jego usunięcie polega na zgnieceniu go jakimiś szczypcami w drobny mak. Mało przyjemne, wrażenie takie jakby to ząb był kruszony obcęgami. 😬

Zareklamuj się na Zadrutowanych!
573 622 odsłon w w 2018 roku Zobacz ofertę »