Każdy pacjent jest inny, każdy przypadek leczenia ortodontycznego jest unikatowy. Moja nieznaczna wada zgryzu oraz cienki biotyp (o tym później) wymaga zupełnie innego leczenia, niż wada zgryzu Kasi. Jak wskazuje nazwa naszego bloga (oraz wspomina pierwszy wpis), ja również zostanę zadrutowany ;). Sporo osób twierdzi, że mam ładne zęby (nie tylko uśmiech). Jest to dla mnie komplement, ale nie jest to zgodne z prawdą. Małe wady zgryzu pogłębiają się z biegiem czasu. Postanowiłem zająć się nimi teraz, a powodów jest kilka. Przede wszystkim, chciałbym mieć piękne zęby i uśmiech przez wiele lat. Uznałem również, że to ostatni dzwonek – za dziesięć czy piętnaście lat będę miał inne rzeczy na głowie, wolałbym wówczas mieć już tylko retainer za zębami, niż spędzać czas na wizytach u ortodonty. Po trzecie, moja dziewczyna Kasia również zdecydowała zająć się swoimi zębami i założyć aparat, więc kiedy byłby lepszy czas, jak nie teraz :)? Wspólnie będziemy narzekać na ból po wymianach łuków, wspólnie będziemy jeść „papki” po założeniu aparatów oraz wspierać siebie nawzajem.
Zacznijmy od nieco zabawnej historii. Po raz pierwszy u ortodonty byłem w moim rodzinnym mieście Słupsku w wieku około piętnastu lat. Pani ortodontka stwierdziła, że mam wyjątkowo wysokie podniebienie. Powiedziała (czy też wymsknęło się jej?) że mam „jakiś murzyńsko-afrykański zgryz”. Nie wiem co miała na myśli, ale bawi mnie to nieco, kiedy wracam do tej wizyty myślami. Dodam, że ostatnio pani ortodontka z Warszawy skomentowała tamtą wypowiedź: „być może miała na myśli częstą protruzję uzębienia, ale u pana tego nie widzę”. Wracając do pierwszej wizyty w Słupsku – pani ortodontka zrobiła wycisk. Przy górnej części szczęki rozgadała się z kimś, kto pojawił się w progu gabinetu – masa na tyle stwardniała, że miała później istotny problem z usunięciem wycisku z moich ust 😀 Wspominam, jak się z tym siłowała – o ile wtedy nieco się przestraszyłem, że już tak zostanie, teraz wydaje mi się to zabawne. Dobrze, że nie musiała zapierać się kolanem o moją klatkę piersiową (tak jak to miało miejsce w przypadku usuwania piątek mojej siostry o_O). Wizyta skończyła się na ogólnej ocenie możliwości korekcji nieznacznych odchyleń od normy. Zaproponowany mi wówczas plan leczenia tych “nieznacznych odchyleń od normy” obejmował łamanie mojej szczęki oraz noszenie head geara. Po tym wszystkim, co wówczas usłyszałem, spojrzałem na nią zdziwiony i stwierdziłem: „ale ja lubię moje zęby..” To była moja ostatnia wizyta u ortodonty przez następne 15 lat. Czytaj część drugą.