Mój dzisiejszy wpis najprawdopodobniej posłuży głównie posiadaczom łuków podniebiennych – obecnym lub przyszłym. Nie chciałabym Was przestraszyć swoją przygodą, lecz ustrzec przed czymś, co może Wam się zdarzyć i do czego dojść może wcale nietrudno. Oczywiście wszystkich, którzy łuku nie posiadają, ale czytają wpis z ciekawości również zapraszam do lektury ;).
W kwestii przypomnienia – łuk podniebienny założono mi mniej więcej 3 tygodnie po założeniu zamków na górne zęby. Tak naprawdę miał być on zainstalowany od razu, jednak z uwagi na niewygojone zębodoły po usuniętych piątkach górnych trzeba było trochę poczekać. Łuk, zwany także ekspanderem, włożony był w rowki w pierścieniach, które mam założone na szóstki. O samym zakładaniu łuku możecie przeczytać tutaj.
Być może pamiętacie także, że ta część aparatu najbardziej mnie drażniła. Utrudniała mi mówienie i jedzenie – choć w porównaniu do innych tego typu urządzeń montowanych przy podniebieniu – mój był chyba najprostszy. Po czerwcowej przygodzie związanej z wysunięciem się łuku podniebiennego z pierścieni, pani ortodontka zainstalowała mi ten łuk w nieco innym ułożeniu – jeśli wyobrazicie sobie początek podniebienia przy jedynkach górnych, a koniec – przy podniebieniu miękkim (“języczku” widocznym po zajrzeniu do gardła) , to tym razem łuk znajdował się bliżej początku podniebienia. Było to o wiele lepsze, gdyż zdecydowanie mniej mi on przeszkadzał.
Minęły mniej więcej 3 miesiące. Pod koniec tego okresu coraz bardziej czułam, że łuk układa się bliżej podniebienia. Było to dla mnie komfortowe, bo drut całkowicie przestał mi przeszkadzać. Pamiętałam jednak, że generalnie nie powinno się zakładać tych łuków tak, aby dotykały podniebienia, ponieważ śluzówka może je obrastać. Dlaczego? Przypomnijcie sobie zastosowaną u mnie metodę leczenia zębodołu – gdy śluzówka ma kontakt z ciałem obcym, w celu obrony przyrasta jej więcej. U mnie jednak przez długi okres czasu nic się nie działo. Pewnego dnia – był to czwartek – poczułam lekki ból na podniebieniu. Oględziny jednak niczego nie wykazały. Podobnie było kolejnego dnia wieczorem – czułam lekki ból, ale zupełnie nic na podniebieniu nie miałam. Postanowiłam jednak umówić się na poniedziałek na wizytę kontrolną. Słusznie zrobiłam, bo wyobraźcie sobie, że w kilka godzin później (sobota rano) łuk sprawiał wrażenie przyrośniętego do podniebienia! Niestety nie zrobiłam zdjęcia, więc nie mogę zaprezentować Wam, jak to wyglądało. Wokół drucika pogrubiła się śluzówka, która pod samym drucikiem była spłaszczona (coś jakby balon opleciony nitką – w tej roli drut ;)). Na szczęście nie było to jeszcze bardzo bolesne. W niedzielę jednak takie właśnie się stało :(. Dodatkowo śluzówki było jeszcze więcej i znajdowała się także na łuku :/. Nie wyobrażałam sobie procesu “odrywania” łuku od mojego podniebienia! Najbardziej zaskakujące było to, jak szybko ta śluzówka obrastała. Tłumaczyć to sobie mogę tylko faktem, że wcześniej mimo mojego wrażenia, że drut dotyka podniebienia, w rzeczywistości nie miał kontaktu z podniebieniem na całej swej długości lub nie dotykał go mocno i nie drażnił go.
Z obawami dotyczącymi kolejnej wizyty, doczekałam poniedziałku. Spodziewałam się, że dostanę znieczulenie (więc będzie bezboleśnie), ale że będzie to zabieg krwawy. Tymczasem było dokładnie odwrotnie – nie dostałam znieczulenia, więc bolało! Nie jakoś przeraźliwie, ale na tyle mocno, że łzy mimowolnie stanęły mi w oczach. Przyrównałabym to do oderwania strupka, z tą różnicą, że krew się nie pojawiła, bo w sumie była to tkanka nieukrwiona. Samo odklejanie trwało kilka sekund, ale było chyba najmniej przyjemnym dotychczasowym zabiegiem związanym z aparatem.
Zostałam poinformowana, że podniebienie powinno zagoić się w maksymalnie dwa dni – faktycznie tak było, właściwie już na drugi dzień było o wiele lepiej. Pani ortodontka powiedziała mi przy okazji tej wizyty, że u mnie łuk ma nieco inne zadanie, niż rozszerzanie szczęki. Mianowicie wstrzymuje szóstki przed zbyt szybkim przesunięciem się na miejsce piątek. Ja osobiście wolałabym, żeby szpary poekstracyjne już mi zniknęły, ale wiem, że za szybko nie można… :/
Jaka nauka płynie z tego wpisu? Jeśli nosicie łuk podniebienny, pilnujcie, aby nie dotykał Waszego podniebienia. Jeżeli natomiast przesunie się on choćby minimalnie i zacznie dotykać podniebienia – jakkolwiek jest to dla Was komfortowe, bo nie przeszkadza w jedzeniu i w mówieniu, umówcie się na wizytę. Nie wiem, jak rozliczacie się ze swoimi ortodontami i czy macie w pakiecie leczenia przewidziane darmowe wizyty związane z usterkami aparatu, ale mnie ta wizyta nic nie kosztowała.
I jeszcze jedno: ja intensywnie szukałam opinii na temat wrażeń związanych z noszeniem łuku podniebiennego. Znalazłam różne opinie, ale domyśliłam się, że dotyczą też całkowicie różnych aparatów (Hyraxa, Hassa, Goshgariana, pętli U i płytek podniebiennych) – gdyż nazwa “łuk podniebienny” jest bardzo szeroka. Jeżeli znajdzie się wśród naszych czytelników śmiałek, który zechciałby opisać swoje przygody związane z innym typem łuku podniebiennego – zapraszamy! 🙂 Napiszcie tylko, jaki dokładnie typ łuku posiadacie – zdjęcia bardzo mile widziane! 🙂