Czując się coraz pewniej z drutami na zębach (tak, jest to możliwe!) zajadam całkiem sporo różnych potraw i bynajmniej nie ograniczam się do tylko do papek. Oczywiście – uspokajając wszystkich ortodontów – oszczędzam sobie wszystko, co rzeczywiście jest twarde, czyli surowe marchewki, jabłka, orzechy, batony czy landrynki. Tostami jednak nie gardzę, ale po pierwsze nie piekę ich długo, więc nie są bardzo twarde, po drugie – kroję je oczywiście na małe kawałeczki i gryzę zębami tylnymi.
Prawdopodobnie właśnie dlatego odkleił mi się jeden z zamków, a konkretnie – zamek umocowany na lewej górnej siódemce, czyli w moim przypadku – ostatni. Natychmiast to wyczułam, bo gdy coś odrywa się od zęba, nie sposób tego nie poczuć. Dzięki temu udało mi się wyjąć zamek z pogryzionego już pokarmu i nie połknąć go :).
Ponieważ był sobotni wieczór, oczywiście zaczęłam szperać w internecie, w poszukiwaniu rozwiązania. Wywnioskowałam, że zdecydowana większość osób wypowiadających się na różnych forach, a także lekarzy udzielających porad, odnosi się głównie do przypadku, kiedy odkleja się zamek będący w szeregu, czyli nie ostatni. Taka sytuacja rzeczywiście może sprawić, że wisi on na drucie. Mój wypadł całkowicie, z uwagi na to, że za nim już nic nie było. W efekcie drut sterczał mi niezabezpieczony do momentu kolejnej wizyty, czyli do wtorku. Trochę mi to przeszkadzało, ale jadłam w miarę normalnie. Co prawda trudniej było operować językiem w tamtej okolicy (w celu np. wstępnego oczyszczenia zębów z pokarmu) – z obawy o wysunięcie się drutu z innych zamków – ale dało się przeżyć. Drut też trochę wkuwał się w policzek, ale obyło się bez ran i podrażnień.
Podczas awaryjnej wizyty wymieniono mi cały drut, ligatury oraz przyklejono zupełnie nowy zamek, choć stary przyniosłam w pudełeczku od wosku :). Wizyta nic mnie nie kosztowała i trwała może z 10 minut.
Jeśli nie mieliście okazji widzieć zamka w innej konfiguracji niż na zębie, zobaczcie zdjęcie na szczycie artykułu 🙂
Od momentu założenia mi aparatu minęło już prawie 8 miesięcy. Dotychczas miałam dwie awarie – wysunięcie się łuku podniebiennego i odklejenie zamka właśnie. To chyba niewiele, biorąc pod uwagę, że aparaty ceramiczne uważane są za mniej wytrzymałe.
Zdarzyła się Wam jakaś awaria? Jeśli tak, dajcie znać poniżej – nie zapomnijcie wspomnieć, jaki aparat nosicie (bądź nosiliście) 🙂