Serdecznie zapraszamy do lektury drugiej części artykułu Hani!
Część 2., czyli opowieść o tym, jak wyglądała operacja i pobyt w szpitalu.
❤️ Drugą część artykułu chciałabym zadedykować mojemu chłopakowi Grzegorzowi, który pomimo moich humorów i ówczesnego wyglądu codziennie ze mną siedział i umilał mi czas.
Hania z mamą jeszcze przed operacją.
W ostatni wolny weekend przed operacją spakowałam torbę – w poniedziałek rano, 9 maja, miałam stawić się w szpitalu. Byłam tam już o godzinie 8.00. Zarejestrowałam się i czekałam z tobołami w poczekalni. Wywołali mnie i kilka innych osób. Grupką poszliśmy do szatni, aby na teren szpitala wejść już w stylowej piżamce. Gdy już wszyscy przyodziali szpitalne łaszki, zostaliśmy rozdzieleni po oddziałach.
Pominę szczegółowe kwestie robienia badań, ale standardowo musiałam zbadać krew, mocz, ciśnienie, glukozę. W porze obiadowej przyszedł mój chirurg oznajmić mi, że nazajutrz o 8.00 przyjdą po mnie. Pomyślałam: Ok, spoko. Tętno skoczyło mi do 200: Już jutro będę operowana!
10.05.2016 r., czyli dzień sądu
Nocy przed operacją nie przespałam. Około ósmej rano razem z pielęgniarką udałam się salę operacją. Zanim tam weszłam, musiałam ubrać się w najgorszą sukienkę w moim życiu, ale pomińmy ten szczegół ;). Ubraną tylko w nią, położyli mnie na stół. Szybko się rozejrzałam się po sali – było prawie jak na filmach. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zauważyłam, jak podłączyli mnie do całej aparatury. Nastąpiło standardowe odliczanie od 10 w dół. 9,8,7,6….Dobranoc.
Hania po operacji ortognatycznej.
Ze snu obudził mnie głos: Halo, budzimy się…Próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Otworzyłam oczy, ale narkoza jeszcze działała, więc znowu usnęłam. Ocknęłam się już w sali pooperacyjnej. Obok siedziała mama – jak dobrze! Poszukałam lusterka, podniosłam je do twarzy i pomyślałam: O cholera, będzie wesoło. Do końca dnia nic nie czułam, pewnie przez strzykawy z dożylnym środkiem znieczulającym i przeciwbólowym co godzinę. Tak mniej więcej minęły dwa dni. Bez picia i jedzenia – za to z kroplówką.
11.05.2016 r.
Kolejnego dnia wróciłam na salę. Moja twarz była większa niż tyłek. Czytaj: duża. Ogromna. I wyglądałam jak gruszka. Ofiara ciężkiego pobicia, serio. A przecież to kolejnego dnia miało być najgorzej, bo podobno opuchlizna jest najgorsza trzeciego dnia.
Opuchnięte usta pękały i bardzo bolały, do tego stopnia, że porozumiewanie się ze mną odbywało się na zasadzie gry w kalambury. Zrobił mi się wylew na szyi i pod okiem, przez co wyglądałam, jak bym wróciła z ustawki z Legią. Lekarze pocieszali mnie, że niektórzy wyglądają po takich operacjach gorzej, więc trochę poprawiło mi się samopoczucie…
Zadrutowani, przyznajcie – Hania to twardziel.
Dni spędzone w szpitalu minęły szybko: oglądałam seriale, czytałam książki i gazety oraz odwiedzali mnie znajomi i rodzina.
Codziennie o 8 rano odwiedzali mnie lekarze z obchodu. Codziennie widywałam też nowe twarze praktykantów i codziennie kierowane były na mnie te dziwne spojrzenia. Powoli się do tego przyzwyczajałam. Opuchlizna schodziła, masowanie twarzy pomagało. Udawało mi się nawet trochę gadać.
Koszmarem pobytu w szpitalu było jedzenie. Dobrze, że mamusia przywoziła słoiczki. Nie było co przebierać w menu – jadłam , a raczej piłam to, co Ci się przeciskało się pomiędzy zębami, czyli zupki – i to baardzo rzadkie – soki, smoothie i pitne jogurty.
Opuchlizna powoli ustępowała (zdjęcie zrobione jeszcze w szpitalu).
12.05.2016 r.
Po śniadaniu poszłam do gabinetu chirurga. Taki mały spacer z jednego końca szpitala na drugi. Jako pacjent po operacji miałam pierwszeństwo, więc weszłam od razu, siadłam na fotelu i zaczęła się akcja.
W gabinecie było dwóch lekarzy, jeden po lewej, drugi po mojej prawej stronie. Delikatnie odciągnęli moje opuchnięte usta tak, aby chirurg miał dostęp do szczęki. Bolało, ale wytrzymałam. W ruch poszły nożyczki i gumki trzymające szczęki zostały zdjęte.
Mimowolnie je zacisnęłam w obawie, że zgubię dolną jak na filmach. Lekarze uwolnili mnie i jeden z doktorów powiedział:
– Otwórz buzię. Zrób AAA do momentu blokady
Kiwnęłam głowa na nie.
– No otwórz…
No zwariował – pomyślałam. Trzy dni temu miałam robioną, a teraz mam nią ruszać? Dobre sobie. Przecież nic tam się nie zrosło. A jak mi wypadnie?
– Otwieraj, bo Ci pomogę!
Pomyślałam, że w końcu to lekarz i chyba wie co robi, więc z sercem w gardle otworzyłam usta, a przynajmniej tak mi się zdawało. Kiedy myślałam, że otworzyłam buzię tak szeroko, że spokojnie wcisnęłabym pączka, to w rzeczywistości była to szpara na ok. 1 cm, czyli mniej więcej na jeden palec.
Po tej akcji założono mi nowe gumki i wróciłam na salę.
16.05.2016r
Po tygodniu spędzonym w szpitalu wyszłam do domu. Nadal nie wyglądam jak Victoria’s Angel, ale opuchlizna zeszła o 20%. Z receptą w jednej ręce (przypisano mi antybiotyk) i wypisem w drugiej wróciłam do domu.
W końcu w domu!
Po trzech tygodniach udałam się na wizytę kontrolną i przeszłam szybką naukę otwierania buzi. Dostałam wyciągi elastyczne i od razu mogłam otworzyć szczęki na 1 palec, nie zdejmując gumek. Dostałam też codzienną pracę domową w postaci ćwiczeń szczęk i ust. Jednak pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po powrocie do domu było umycie zębów. Pierwszy raz od prawie miesiąca umyłam zęby od środka! Jejciu, jaka ulga. Ponieważ mogłam lekko otworzyć szczęki mogłam też coś zjeść. Moją pierwsza ‘stałą’ potrawą był rozgotowany kalafior. Jeszcze nigdy mi tak nie smakował.
Siniak powoli ustępował.
Jeśli znajomi planują wyprostować swoje zęby, podajcie im nasz adres 😉💕!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiła(e)ś, dołącz do nas na Instagram 🏖 oraz Facebook 👍.
Czekamy również na Twoją historię i opis doświadczeń! Zajrzyj tutaj i dowiedz się więcej!